środa, 10 grudnia 2008

Porykiwania szarpidrutów...

Często w sposób zaplanowany i zamierzony a czasem zupełnie przypadkowo układa się izobara moich nastrojów. Jedne powodują miłą ekscytację wszystkim tym, co się robi, inne znowu działają przygnębiająco, skłaniają do refleksji i do gruntownej analizy całego spektrum działań, które mogą wpłynąć na moją pozycję za rok, pięć czy piętnaście lat. Latem promienie słońca powodują, że katalizatorów tego lepszego, jaśniejszego i bardziej spontanicznego odbierania rzeczywistości jest znacznie więcej ale, na szczęście, jesień i zima też ich nie skąpi, choć dawkuje ostrożniej. W obydwu opisanych wyżej sposobach reakcji na otoczenie są pozytywy, dla których sztuką jest właściwe ich wykorzystanie w taki sposób, aby zawsze pływać na powierzchni. Jak to powiedział Kazimierz Pawlak – „dla zdrowotności” - poza zupełnie poważnymi sprawami warto czasem, częściej lub rzadziej zająć się tym, co nawet bez żadnych walorów materialnych przynosi po prostu dziką satysfakcję. Każdy zapewne ma a na pewno powinien mieć jakieś swoje małe wariactwo szybujące popołudniami, w słomkowym kapeluszu, na spadochronie z czwartego piętra Pałacu Kultury. Dla mnie, i paru moich przyjaciół jest to… \



a czasem nawet i tak:



Zarówno zwolenników, jak i tych, którzy lubią się pośmiać z innych, bo to im daje najwięcej radości, zapraszam na www.youtube.com.

wtorek, 9 września 2008

Od Morza do Tatr...

Pogoda to się na chwilę pogarsza, to znowu niemalże w pełnej krasie powraca gorące lato i jakoś nie mogę się zebrać, żeby podzielić się wartymi tego wrażeniami z ostatnich dwóch miesięcy.
A jest tego trochę.
Tak pracowicie zaplanowanych wakacji nie miałem dawno, bo w ich trakcie udało mi się być zarówno na północy naszego kraju (i poza jego granicą), jak i na południu.
Skoro już czytasz te słowa to zapewne, choć w minimalnym stopniu zainteresowałeś się tym, co mogę zaoferować na swojej stronie. Tak więc proszę Cię o promil cierpliwości, bo już za kilkanaście dni, no może, powiedzmy za niedługi czas, pojawi się wiele nowych, ciekawych artykułów i reportaży.

Na pierwszy ogień nowy dział fotograficzny ze zdjęciami miejsc, które szczerze polecam do odwiedzenia. Większość z nich odwiedziłem osobiście, więc w pełni emocjonalnie angażuję się w opinię na temat ich atrakcyjności wizualnej i nie tylko.
Niektóre, tak, jak Korfu, znam na razie tylko z relacji przyjaciół. Relacji tak drobiazgowej i obiektywnej, że warte wpisu na listę planowanych podróży. Choć może nie w najbliższym czasie. Muszę jeszcze trochę uzupełnić fundusze. ;-)

Od Korfu
Zachęcam do oglądania albumów z mojej strony a przede wszystkim do rzeczowych komentarzy do umieszczonych tu postów.

wtorek, 5 sierpnia 2008

Przez dziurkę od klucza spoglądać na Wielki Świat

Wakacyjne miesiące były dla mnie dość łaskawe pod względem ekscytujących przeżyć. Zaczęło się pod koniec czerwca krótkim epizodem u boku Maryli a już w lipcu udało mi się zamienić parę słów z politykiem niegdyś z pierwszej ligi ale dzisiaj niestety zbyt marginalizowanym. Kto wie, może to spotkanie będzie miało jakiś wpływ na moje dalsze życie?
Jedno jest dla mnie ważne. Mimo zaledwie dwutygodniowego urlopu i 3500 km przejechanych samochodem, całe mnóstwo rzeczy udało mi się zobaczyć, zdobyć, zaliczyć…
Nawet przyjmując za ograniczenie główną tematykę mojej strony, jest wieeeeele do opisania.
Byle tylko mieć czas na pisanie...

niedziela, 22 czerwca 2008

Parę chwil na wielkiej scenie...

Z Marylą Rodowicz na scenie (kliknij na zdjęciu)

Przeżycie wprost nieprawdopodobne i ekstremalnie ekscytujące. Średnio wiąże się to z tematyką, jaka dominować ma na mojej stronie ale tak niezwykłego i niemalże bajkowego przeżycia nie sposób zapomnieć. Wczoraj, w sobotę 21 czerwca 2008r. po raz pierwszy, choć mam nadzieję, że nie ostatni stanąłem na scenie z osobą nieprzeciętną, znaną doskonale wszystkim wokalistką – Marylą Rodowicz.
W trakcie zamkniętego show z nieznanych, choć sprzyjających mi powodów z publiczności wybrała właśnie mnie, bym po chwili stanął obok niej na scenie i zaśpiewał razem z nią:

Ole, ole, ole, ola, oli, niech żyją młode żądze. Ole, ole, ole, ola, oli, dopóki są pieniądze...

To było takie krótkie i ulotne a zarazem tak podniecające przeżycie, że jeszcze pewnie przez parę dni łaskotać będzie moją psychikę. Stanąć na scenie przed publicznością i to jeszcze obok gwiazdy takiego formatu, choćby przez parę minut to oszałamiające doznanie, którego nie sposób opisać zwykłymi słowami.
Dopiero wtedy można tak naprawdę zrozumieć jak to jest być tym, na którego patrzy tłum i każdy gest, każdy ruch i każde słowo mają tak wielką moc…

poniedziałek, 9 czerwca 2008

Manipulacyjne wirtuozerstwo czy zwykłe oszustwo?

To jest majstersztyk manipulacji.
Tak zakładam z dużym prawdopodobieństwem.
Choć naprawdę nie jestem jeszcze pewien czy nie zostało to po prostu perfidnie ukartowane.




Niewątpliwie przypadek ten czy mówiąc precyzyjniej sposób wpływu na psychikę wart jest dalszych, głębszych rozważań. Wdzięczny będę za wszelkie sugestie i uwagi a może wskazówki pomocne przy analizie materiału.
(...)

Napisz do mnie

wtorek, 22 kwietnia 2008

Kompleksy na życzenie

Niedołącznym atrybutem wielu naszych działań, głównie w sferze zawodowej jest stres. Czynników stresogennych nie sposób wyeliminować, aczkolwiek mniej lub bardziej skutecznie można neutralizować ich wpływ na psychikę. Stres powodowany przez czynniki zewnętrzne jest niestety dość powszechnym zjawiskiem.
Jakby tego było mało często sami syntetyzujemy wewnętrzne przyczyny destrukcyjnie wpływające na naszą psychikę.
Istotną z nich jest porównywanie.
Niektórzy porównują się do innych bardzo często, inni sporadycznie. Jednakże na pewno każdy z nas wielokrotnie realizował już w swoim umyśle takie działanie. W różnych sytuacjach i z różnych powodów. Bardzo często nawet nie zdajemy sobie sprawy z celowości naszych działań a samo porównywanie służy rozładowaniu napięcia. Często porównywanie jest instrumentem manipulacji a więc jest narzucone przez nadawcę komunikatu; „Tysiące Polaków wybrało już ofertę X. A ty kiedy podejmiesz decyzję?” Prosta perswazja zbudowana na zasadzie porównania (Ciebie do reszty społeczeństwa). Ale i studenci nagminnie porównują się do kolegów w czasie sesji; „Czy uczyłeś się już do egzaminu z przedmiotu Y?”. Ile razy sama uspokajałaś (sam uspokajałeś) się w ten sposób usprawiedliwiając swoją naturalną niechęć do poszerzania wiedzy.
Zgodzę się, że proces ten może mieć istotne znaczenie pozytywne czy nawet intensywnie motywujące ale nie w naszej polskiej, prymitywnej mentalności, nie w społeczności, w której "sukces sąsiada jest naszą porażką".
Najczęściej więc porównywanie jest swego rodzaju preludium do aktywności, często tylko myślowej ale czasem i praktycznego działania, które bezpośrednio wpływają na deprecjację stanów psychicznych.
Nierzadko porównywanie może stać się zalążkiem depresji w najczystszej postaci.
Porównywanie to pewnego rodzaju trucizna dla naszej wyjątkowości i wszelkich osobliwych cech i zachowań, które w pewnych warunkach często mogą stanowić o sukcesie. Nie jest problemem, gdy porównywanie czy wzorowanie się na czyjejś postawie czy zachowaniu jest dodatkowym motywatorem czy wzorcem do budowania algorytmów lepszego funkcjonowania. Jeśli natomiast proces ten nie jest podstawą analizy wnioskotwórczej i przyczynia się do kumulowania negatywnych ocen a tym samym tłumienia indywidualnych talentów i kreatywności stanowi to poważny problem, który należałoby jak najszybciej rozwiązać.
Czy lubimy się porównywać?
Do osób ze świecznika, do wielkich i lokalnych autorytetów, do innych ludzi, często nam bliskich, którzy w określonych sytuacjach zachowali się bądź zachowują, według naszej opinii, idealnie lub po prostu lepiej niż my sami. Do osób mądrzejszych, ładniejszych, bogatszych ale rzadziej do głupszych, brzydszych i biedniejszych.
Wydaje się to być naturalne i uzasadnione. Każdy albo prawie każdy chce czuć się lepszym niż jest w rzeczywistości. Oczywista różnica między „ja-realnym” a „ja-idealnym” to pole do szerokich analiz psychologii społecznej.
Pewna trudność zacznie się wtedy, gdy spread ten stanie się zbyt duży, gdy zbyt łatwo dostrzegalny będzie dystans pomiędzy jego ekstremami.
Wtedy dość łatwo pojawi się frustracja, ogólny brak motywacji a nawet depresja.
Dlatego uważam, że z tego wydajnego narzędzia analizy jakim jest porównywanie należy korzystać umiejętnie i, o ile to możliwe, z umiarem, pamiętając zawsze, że zakończone powinno być zawsze analizą oraz jasnym i precyzyjnym wnioskiem.
Wnioskiem, który pozwoli nam zbliżyć się do pożądanego przez nas ideału.
Może nie mam racji?

czwartek, 17 kwietnia 2008

Samotność w sieci

Do napisania artykułu skłoniły mnie własne refleksje po obejrzeniu filmu na podstawie powieści Janusza Leona Wiśniewskiego oraz chęć podzielenia się opinią na temat bardzo powszechnego problemu, który może dotyczyć każdego niezależnie od wieku i płci.
Istotą moich rozważań nie będzie jednak sama treść filmu a jego psychologiczno - społeczne tło.
Dokonując analizy korzystałem w pewnej mierze z obserwacji sytuacji, postaw i zachowań Ewy i Jakuba (głównych bohaterów filmu).
Podstawą ostatecznych wniosków i interpretacji są moje własne doświadczenia i przemyślenia.
Podatność na związki lub tylko znajomości zawierane przez internet nie wiąże się bezpośrednio z niewystarczającym poziomem satysfakcji czy samospełnienia w życiu. Surfowanie w sieci w celu nawiązania kontaktu nie musi być poprzedzone oczywistą frustracją czy konkretną porażką w sferze uczuciowej a jedynie jednorazową potrzebą odreagowania.
Celem poszukiwań może być zarówno samo rozwiązanie pojedynczego problemu, jak i bardziej „strategiczna” potrzeba nawiązania znajomości w sposób podmiotowy, czyli wynikający z chęci poznania kogoś wyjątkowego czy po prostu innego, bądź przedmiotowy, czyli „obiektu”, który może dać nam emocjonalne uziemienie.
W każdym z tych przypadków stosunkowo bardzo łatwo jest nie zauważyć cienkiej granicy, która łączy zwykły „proces komunikacji werbalnej” z mniej lub bardziej trwałym związkiem.
Powodów metamorfozy wirtualnej znajomości jest wiele.
Po pierwsze obraz osoby, z którą rozmawiamy jest z reguły wyidealizowany. Często w trakcie rozmowy zadajemy pytania w sposób sugestywny, oczekując odpowiedzi zgodnych z naszym punktem widzenia albo błędnie interpretując reakcje drugiej strony (brak komunikatów niewerbalnych).
Ponadto słowa pisane nie mają w tym przypadku takiej mocy jak mowa w kontakcie bezpośrednim. To, co możemy zobaczyć to jedynie otoczenie, w którym przebywamy. Powoduje to, że rozmowa kojarzy nam się głównie z obrazami, które nas otaczają i z sytuacjami jej towarzyszącymi (dobry nastrój, ciepły wieczór, nasz własny, przytulny kącik lub ulubiona kawiarenka internetowa do której uciekamy po prywatność itp.) a więc, które sami stworzyliśmy i dlatego nam się podobają.
Kolejnym równie ważnym elementem budowania portretu psychologicznego i fizycznego jest wyobraźnia, która ze względu na aurę tajemniczości i specyficzny klimat niedomówień powoduje powstawanie zretuszowanego obrazu.

Rozmawiamy o wszystkich problemach, które nas trapią a przede wszystkim tych najbardziej dokuczliwych. Kruszeją tu wszystkie bariery komunikacyjne i psychologiczne, które w rzeczywistym świecie pomiędzy dwiema obcymi sobie osobami byłyby nie do przejścia.
Możemy więc pisać o sprawach coraz trudniejszych co naturalnie cementuje wirtualny związek. Równocześnie powstaje jednak w tym momencie i z czasem nasila się obawa wyjścia poza świat wirtualny. Istnieje tu prosta proporcjonalność między zażyłością i szczerością rozmów w sieci a gotowością do realnej konfrontacji.
Powody są dwa. Pierwszy to obawa przed zdeprecjonowaniem pozytywnego obrazu, który powstał w sieci, drugi to zwyczajne uczucie wstydu spowodowanego często nadmierną szczerością w trakcie rozmów przez internet lub zwykła nieśmiałość. Gdy poznajemy się w świecie rzeczywistym to wszystko, poza fizycznością, jesteśmy w stanie ukryć bądź wyidealizować, w sieci mimo, że jest to znacznie prostsze to oczekiwania związane z taką formą kontaktu są zgoła odmienne – „chęć oczyszczenia się ze złych emocji” czy "wyłuskania" akceptacji dla własnych cech, z których posiadania nie jesteśmy zadowoleni.

Jasno więc widać, że zarówno powód poszukiwania kontaktu jak i sposób poznawania się przez sieć jest z reguły zupełnie inny niż w świecie realnym. Naturalnie dominującym zmysłem dla sfery poznawczej jest wzrok. Od dawna znane jest powiedzenie, że „jeden pokaz wart jest tysiąca słów” i zgodzą się z tym nawet fizycy, bo to przecież światło rozchodzi się najszybciej.
W tym tkwi sedno poszukiwania kontaktu w sieci.
Z jednej strony z łatwości uzewnętrznienia się (choć w sterowany sposób) a z drugiej z chęci odmiennego podejścia do procesu poznawczego. Bardziej tajemniczego, intrygującego i pobudzającego wyobraźnię.

środa, 19 marca 2008

Czy asertywność jest skuteczna?

Asertywność to umiejętność nieagresywnego i nieuległego wyrażania swoich własnych opinii w sposób jednoznaczny, precyzyjny i stanowczy z zachowaniem nienaruszalności praw i psychologicznego terytorium innej osoby (innych osób).

Temat swojego czasu bardzo modny, niemalże oklepany ale wciąż znajduje się w programie szkoleń wielu wyższych uczelni i szkół prywatnych.
Czy jest to na tyle skuteczny algorytm zachowań, aby wart był powielania?
Nie do końca tak jest.
Im coraz lepiej potrafię komponować asertywne zachowania w życiu codziennym, tym coraz bardziej powątpiewam czy rzeczywiście jest to "lek na całe zło".
Wielokrotnie potwierdzone moje własne doświadczenia, ale także i obserwacje innych osób w ich otoczeniu dają przede wszystkim jeden jasny wniosek: asertywność nie może być konfrontowana z każdym typem zachowania. A we wnioskowaniu posunę się nawet krok naprzód: Niezwykle mało jest sytuacji, gdy asertywne zachowanie przynosi oczekiwany efekt.

Świat ludzi jest niestety w pewnych (może wielu) aspektach bardzo prymitywny a często porównywalny w jakości zachowań do świata zwierząt.
Stres, pogoń za sukcesem i pieniędzmi, zawodowe odizolowanie społeczne wielu jednostek są świetnym podłożem do rozwoju zachowań opartych na najprostszych instynktach, w tym agresji.
Powodem moich wątpliwości nie jest agresja w czystej, spontanicznej postaci, opisywana w psychologii społecznej ale "agresja taktyczna". Agresja planowana i kontrolowana, ukierunkowana na osiągnięcie konkretnego celu rzadko może być przełamana asertywną obroną.
Każdy zapewne w swoim życiu codziennym spotyka ludzi, którzy jedynie taką metodę wpływania na zachowanie innych posiadają w repertuarze swoich metod komunikacji.
Dodatkowo skuteczność tak skomponowanej metody w wielu przypadkach wzmacnia pewność jej słuszności w każdej kolejnej sytuacji.
W konfrontacji z planowaną agresją zachowanie asertywne jest zazwyczaj niewystarczające, aby wzajemne relacje podporządkować naszym oczekiwaniom.
Racjonalne argumenty i sugestywność przekazu, które cechują asertywną komunikację prawie zawsze przegrają z energią (ładunkiem emocjonalnym) jaką posiada komunikat agresywny.
Choć już samo porównanie energii agresywności z racjonalnością i opanowaniem komunikatu asertywnego pozwala uzasadnić przewagę tej pierwszej metody to dodatkowo pojawić się tu może jeszcze jeden czynnik, na którego podstawy wskazałem wcześniej.
Fizyczne cechy podmiotów komunikacji (budowa ciała ale i różnica płci).
Jeśli tym taktycznie agresywnym uczestnikiem aktu komunikacji jest osoba fizycznie dominująca to szanse skuteczności asertywnej obrony stają się praktycznie znikome.
I nie chodzi mi wcale o skrajną sytuację "gdzieś w ciemnej bramie, późno w nocy" ale o zwykłe, codzienne relacje międzyludzkie, np. relacje zawodowe.
Opisany przykład postaw nie jest wcale odosobniony i hipotetyczny, bo jego coraz częstsze powielanie realizowane jest ze względu na jego skuteczność.
Im częściej taki sposób funkcjonowania we własnej społeczności dostrzegany jest jako skuteczny, tym częściej jego stosowanie określa się jako najlepszą metodę załatwiania własnych interesów w tej samej społeczności ale i poza nią.
Poprawnie rozumujące jednostki (nie tylko Homo Sapiens) kopiują te zachowania, które nie są efektowne a efektywne.
Dochodzimy w ten sposób do pewnego pejoratywnego ale racjonalnego wniosku.
Asertywność jest zachowaniem na tyle nieewolucyjnym i nadmiernie bliskim uległości, że dla wiekszości możliwych zastosowań (choć nie we wszystkich środowiskach) wyparta zostanie niebawem przez specyficzny typ agresji - agresję taktyczną.

wtorek, 18 marca 2008

Kiedy realne plany palą na panewce...

Zastanawiałem się wielokrotnie a nawet niezliczoną ilość razy dlaczego tak się dzieje, że gdy tylko nieopatrznie pochwalimy się czymś, co już prawie udało się dokonać ale jednak wciąż jest planem to prawdopodobieństwo sukcesu maleje najczęściej do zera.
Dlaczego zawsze jest tak, że niezależnie od stopnia realizacji planu upubliczniając go, nawet w małym gronie, odbieramy sobie szansę na powodzenie?
Niezależnie od stopnia zaangażowania można pogrążyć prawie każde zadanie, którego efektywny finał choć w minimalnym stopniu zależy od szczęścia.
Już nie raz przekonałem się, że dla pełni sukcesu absolutnie konieczne jest zachowanie tajemnicy praktycznie do samego końca.
Niestety prawidła te są bezlitosne, bo, gdy nawet jeden element układanki dzieli nas od sukcesu, gdy tylko jeden ze stu dni dzieli nas od pożądanego efektu, zadowolenie czy euforia, której nie uda nam się ujarzmić może zamienić się w nieznaną "złą energię", która zniweczy nasz plan.
To zawsze działa w ten sam sposób.
A nawet jeśli istnieją jakieś pojedyncze wyjątki to nie warto na nie liczyć.
Aby ustrzec się przed przykrymi niespodziankami trzymamy emocje na wodzy do momentu, gdy zamierzony cel bezsprzecznie będzie osiągnięty.
Zdaję sobie sprawę, że może nie dotyczy to wszystkich. Może zależy w jakiejś mierze od sposobu w jaki kierujemy swoimi działaniami na drodze do celu ale nikt nie zaprzeczy, że coś, de facto, jest na rzeczy, że ta oczywista prawidłowość rzeczywiście występuje.
Mógłbym zaangażować się w większym stopniu w analizę częstotliwości występowania opisanego zjawiska czy innych statystyk go opisujących.
Mnie jednak bardziej interesuje to jakie czynniki mogą mieć wpływ na jego istnienie, jakie zachowania czy stany wyzwalają takie nasze działania lub ich brak, które powodują, że to, co często jest na wyciągnięcie ręki staje się niemożliwe do spełnienia.
Czy to za wcześnie uwolniona radość z sukcesu paraliżuje naszą czujność czy upośledza zapał dotarcia na szczyt czy może "zła energia" zawiści tych, którym za wcześnie się pochwaliliśmy w nieznany sposób podcina skrzydła brakującej nam do sfinalizowania dozie szczęścia?
Nie znam jeszcze odpowiedzi na to pytanie ale wiedząc, że taka wiedza bez wątpienia pomocna byłaby w każdej dziedzinie życia podejmę się próby znalezienia przyczyn.
Sam dla siebie, bez pomocy naukowych, bez cudzych opracowań, bo po pierwsze wiadomym jest fakt, że każdy jest inny, każdy w inny sposób odbiera rzeczywistość i reaguje na pojawiające się w jego otoczeniu bodźce a po wtóre nie sądzę (trochę z przekąsem), aby było to wcześniej przez kogokolwiek racjonalnie uzadadnione.
A może się mylę?
Dlatego też szczerze liczę na rzeczowe komentarze wszystkich, którzy mogą wnieść istotne spostrzeżenia czy podzielić się swoim doświadczeniem czy wiedzą na temat interesującego mnie zagadnienia.

poniedziałek, 17 marca 2008

Intro

Witam na swoim głównym blogu.

Mniej lub bardziej systematycznie prowadzę ich kilka.
Pod tym adresem umieszczać będę publikacje bezpośrednio związane z moimi zainteresowaniami i osiągnięciami zarówno w sferze zawodowej jak i całkiem prywatnej.
Czasem, pewnie w głównej mierze zależnie od nastroju, pojawiać się tu będą rozważania na różne tematy. Takie, które najczęściej nie zaprzątają nam zbytnio uwagi, aczkolwiek, moim zdaniem, warte są głębszych przemyśleń.
Szczerze zachęcam do lektury publikacji, które będą się tu pojawiać oraz do ich komentowania.