wtorek, 22 kwietnia 2008

Kompleksy na życzenie

Niedołącznym atrybutem wielu naszych działań, głównie w sferze zawodowej jest stres. Czynników stresogennych nie sposób wyeliminować, aczkolwiek mniej lub bardziej skutecznie można neutralizować ich wpływ na psychikę. Stres powodowany przez czynniki zewnętrzne jest niestety dość powszechnym zjawiskiem.
Jakby tego było mało często sami syntetyzujemy wewnętrzne przyczyny destrukcyjnie wpływające na naszą psychikę.
Istotną z nich jest porównywanie.
Niektórzy porównują się do innych bardzo często, inni sporadycznie. Jednakże na pewno każdy z nas wielokrotnie realizował już w swoim umyśle takie działanie. W różnych sytuacjach i z różnych powodów. Bardzo często nawet nie zdajemy sobie sprawy z celowości naszych działań a samo porównywanie służy rozładowaniu napięcia. Często porównywanie jest instrumentem manipulacji a więc jest narzucone przez nadawcę komunikatu; „Tysiące Polaków wybrało już ofertę X. A ty kiedy podejmiesz decyzję?” Prosta perswazja zbudowana na zasadzie porównania (Ciebie do reszty społeczeństwa). Ale i studenci nagminnie porównują się do kolegów w czasie sesji; „Czy uczyłeś się już do egzaminu z przedmiotu Y?”. Ile razy sama uspokajałaś (sam uspokajałeś) się w ten sposób usprawiedliwiając swoją naturalną niechęć do poszerzania wiedzy.
Zgodzę się, że proces ten może mieć istotne znaczenie pozytywne czy nawet intensywnie motywujące ale nie w naszej polskiej, prymitywnej mentalności, nie w społeczności, w której "sukces sąsiada jest naszą porażką".
Najczęściej więc porównywanie jest swego rodzaju preludium do aktywności, często tylko myślowej ale czasem i praktycznego działania, które bezpośrednio wpływają na deprecjację stanów psychicznych.
Nierzadko porównywanie może stać się zalążkiem depresji w najczystszej postaci.
Porównywanie to pewnego rodzaju trucizna dla naszej wyjątkowości i wszelkich osobliwych cech i zachowań, które w pewnych warunkach często mogą stanowić o sukcesie. Nie jest problemem, gdy porównywanie czy wzorowanie się na czyjejś postawie czy zachowaniu jest dodatkowym motywatorem czy wzorcem do budowania algorytmów lepszego funkcjonowania. Jeśli natomiast proces ten nie jest podstawą analizy wnioskotwórczej i przyczynia się do kumulowania negatywnych ocen a tym samym tłumienia indywidualnych talentów i kreatywności stanowi to poważny problem, który należałoby jak najszybciej rozwiązać.
Czy lubimy się porównywać?
Do osób ze świecznika, do wielkich i lokalnych autorytetów, do innych ludzi, często nam bliskich, którzy w określonych sytuacjach zachowali się bądź zachowują, według naszej opinii, idealnie lub po prostu lepiej niż my sami. Do osób mądrzejszych, ładniejszych, bogatszych ale rzadziej do głupszych, brzydszych i biedniejszych.
Wydaje się to być naturalne i uzasadnione. Każdy albo prawie każdy chce czuć się lepszym niż jest w rzeczywistości. Oczywista różnica między „ja-realnym” a „ja-idealnym” to pole do szerokich analiz psychologii społecznej.
Pewna trudność zacznie się wtedy, gdy spread ten stanie się zbyt duży, gdy zbyt łatwo dostrzegalny będzie dystans pomiędzy jego ekstremami.
Wtedy dość łatwo pojawi się frustracja, ogólny brak motywacji a nawet depresja.
Dlatego uważam, że z tego wydajnego narzędzia analizy jakim jest porównywanie należy korzystać umiejętnie i, o ile to możliwe, z umiarem, pamiętając zawsze, że zakończone powinno być zawsze analizą oraz jasnym i precyzyjnym wnioskiem.
Wnioskiem, który pozwoli nam zbliżyć się do pożądanego przez nas ideału.
Może nie mam racji?

czwartek, 17 kwietnia 2008

Samotność w sieci

Do napisania artykułu skłoniły mnie własne refleksje po obejrzeniu filmu na podstawie powieści Janusza Leona Wiśniewskiego oraz chęć podzielenia się opinią na temat bardzo powszechnego problemu, który może dotyczyć każdego niezależnie od wieku i płci.
Istotą moich rozważań nie będzie jednak sama treść filmu a jego psychologiczno - społeczne tło.
Dokonując analizy korzystałem w pewnej mierze z obserwacji sytuacji, postaw i zachowań Ewy i Jakuba (głównych bohaterów filmu).
Podstawą ostatecznych wniosków i interpretacji są moje własne doświadczenia i przemyślenia.
Podatność na związki lub tylko znajomości zawierane przez internet nie wiąże się bezpośrednio z niewystarczającym poziomem satysfakcji czy samospełnienia w życiu. Surfowanie w sieci w celu nawiązania kontaktu nie musi być poprzedzone oczywistą frustracją czy konkretną porażką w sferze uczuciowej a jedynie jednorazową potrzebą odreagowania.
Celem poszukiwań może być zarówno samo rozwiązanie pojedynczego problemu, jak i bardziej „strategiczna” potrzeba nawiązania znajomości w sposób podmiotowy, czyli wynikający z chęci poznania kogoś wyjątkowego czy po prostu innego, bądź przedmiotowy, czyli „obiektu”, który może dać nam emocjonalne uziemienie.
W każdym z tych przypadków stosunkowo bardzo łatwo jest nie zauważyć cienkiej granicy, która łączy zwykły „proces komunikacji werbalnej” z mniej lub bardziej trwałym związkiem.
Powodów metamorfozy wirtualnej znajomości jest wiele.
Po pierwsze obraz osoby, z którą rozmawiamy jest z reguły wyidealizowany. Często w trakcie rozmowy zadajemy pytania w sposób sugestywny, oczekując odpowiedzi zgodnych z naszym punktem widzenia albo błędnie interpretując reakcje drugiej strony (brak komunikatów niewerbalnych).
Ponadto słowa pisane nie mają w tym przypadku takiej mocy jak mowa w kontakcie bezpośrednim. To, co możemy zobaczyć to jedynie otoczenie, w którym przebywamy. Powoduje to, że rozmowa kojarzy nam się głównie z obrazami, które nas otaczają i z sytuacjami jej towarzyszącymi (dobry nastrój, ciepły wieczór, nasz własny, przytulny kącik lub ulubiona kawiarenka internetowa do której uciekamy po prywatność itp.) a więc, które sami stworzyliśmy i dlatego nam się podobają.
Kolejnym równie ważnym elementem budowania portretu psychologicznego i fizycznego jest wyobraźnia, która ze względu na aurę tajemniczości i specyficzny klimat niedomówień powoduje powstawanie zretuszowanego obrazu.

Rozmawiamy o wszystkich problemach, które nas trapią a przede wszystkim tych najbardziej dokuczliwych. Kruszeją tu wszystkie bariery komunikacyjne i psychologiczne, które w rzeczywistym świecie pomiędzy dwiema obcymi sobie osobami byłyby nie do przejścia.
Możemy więc pisać o sprawach coraz trudniejszych co naturalnie cementuje wirtualny związek. Równocześnie powstaje jednak w tym momencie i z czasem nasila się obawa wyjścia poza świat wirtualny. Istnieje tu prosta proporcjonalność między zażyłością i szczerością rozmów w sieci a gotowością do realnej konfrontacji.
Powody są dwa. Pierwszy to obawa przed zdeprecjonowaniem pozytywnego obrazu, który powstał w sieci, drugi to zwyczajne uczucie wstydu spowodowanego często nadmierną szczerością w trakcie rozmów przez internet lub zwykła nieśmiałość. Gdy poznajemy się w świecie rzeczywistym to wszystko, poza fizycznością, jesteśmy w stanie ukryć bądź wyidealizować, w sieci mimo, że jest to znacznie prostsze to oczekiwania związane z taką formą kontaktu są zgoła odmienne – „chęć oczyszczenia się ze złych emocji” czy "wyłuskania" akceptacji dla własnych cech, z których posiadania nie jesteśmy zadowoleni.

Jasno więc widać, że zarówno powód poszukiwania kontaktu jak i sposób poznawania się przez sieć jest z reguły zupełnie inny niż w świecie realnym. Naturalnie dominującym zmysłem dla sfery poznawczej jest wzrok. Od dawna znane jest powiedzenie, że „jeden pokaz wart jest tysiąca słów” i zgodzą się z tym nawet fizycy, bo to przecież światło rozchodzi się najszybciej.
W tym tkwi sedno poszukiwania kontaktu w sieci.
Z jednej strony z łatwości uzewnętrznienia się (choć w sterowany sposób) a z drugiej z chęci odmiennego podejścia do procesu poznawczego. Bardziej tajemniczego, intrygującego i pobudzającego wyobraźnię.