czwartek, 13 stycznia 2011

Punkt widzenia, czyli jak żyć wśród arogantów

Jeszcze do niedawna swój punkt widzenia przyjmowałem za odniesienie do zachowań wszystkich ludzi, oczywiście począwszy ode mnie samego.
Kiedy wydaje się, że nawet jeśli nie zawsze postępuję idealnie, choćby w kwestii dobrego wychowania to przecież znam wszystkie niezbędne, złote zasady dotyczące zachowania się w stosunku do otoczenia, głównie innych ludzi.
Taka zasada w pojmowaniu świata wynika z jednej strony z filtrowanej mniej lub bardziej socjalizacji, ale z drugiej strony z pewnego rodzaju autoterapii, która pomaga utrzymać właściwą kondycję psychiczną.
Tym większy kubeł zimnej woli leje się na moją głowę za każdym razem, gdy dostrzegam, że dziwne, nieprzyjemne, czy nawet nonszalanckie czyjeś zachowanie nie jest odchyleniem od mojego (poprawnego) punktu widzenia, ale prawidłową pozycją punktu widzenia tejże, „inaczej” zachowującej się osoby.
Pocieszam się nieraz, że im bardziej ten mój punkt widzenia jest powszechny i uważany za odniesienie dla wielu innych osób, tym większe przekonanie, że to właśnie ten punkt widzenia określa pewne pożądane normy społeczne.
Pozostaje tylko pytanie czy termin ogólnie przyjętych norm społecznych (nie zawieram tu w żaden sposób norm obligatoryjnych) nie ulega rozmywaniu w dzisiejszych, liberalnych czasach.
Coś, co irytuje a nierzadko wyprowadza z równowagi chyba nie tylko mnie.
Najwyższy czas, aby znaleźć jakieś skuteczne rozwiązanie na zatłoczone parkingi. Można mieć takie pobożne życzenie, ale żeby same życzenia miały jakąś moc sprawczą…
Problemu takiego nie mają oczywiście mieszkańcy nowych bloków, gdzie deweloper miał nawet obowiązek zapewnić dostateczną ilość miejsc postojowych. Trudności zauważalne są z reguły w pobliżu bloków 5-letnich i starszych.
Można zrozumieć, że wokół takich blokowisk każde miejsce, zwłaszcza w godzinach popołudniowych jest na wagę złota, ale, moim zdaniem, nie zwalnia to absolutnie żadnego kierowcy z właściwego zachowania i przestrzegania pewnych rozsądnych norm.
Jakże zazdroszczę tym, którzy mają do tej sprawy nawet ambiwalentny stosunek, ale nie wywołuje to w nich żadnych negatywnych emocji.
Za żadne skarby nie potrafię neutralnie ocenić sytuacji, w której widzę jak ktoś w nonszalancki sposób zaparkował swoje auto, blokując jednocześnie dwa miejsca parkingowe. Zwłaszcza w sytuacji, gdy wszystkie inne miejsca są już zajęte.
Albo "artysta" częściowo blokujący wyjazd z parkingu zostawiając swoje auto dwoma kołami na krawężniku, a dwoma na trawie lub w jakiejkolwiek innej, ekwilibrystycznej pozie.
Dlaczego taki kierowca nie doświadcza żadnych nieprzyjemności, skoro nierzadko przez takiego delikwenta musimy szukać miejsca gdzieś znacznie dalej?
Dlaczego żadnych nieprzyjemności nie doświadcza kierowca, który parkując zbyt blisko lub w miejscu co najmniej dziwnym poważnie utrudnia innym wyjazd z parkingu?
No właśnie, dlaczego?
Kolejny przykład, niemotoryzacyjny tym razem.
O ile w wielu przypadkach kwestia palenia papierosów jest już na szczęście unormowana prawnie (choć z wyegzekwowaniem tego prawa jest różnie) to niestety nierzadko zdarza się, że niepalący narażeni są na wdychanie śmierdzących i, co gorsza, trujących oparów w okolicznościach, w których obowiązujące prawo niewiele może im pomóc.
Pomijam oczywiście ewidentne ignorowanie przez palaczy obowiązujących przepisów objawiające się np. bezceremonialnym odpalaniem papierosów na klatkach schodowych, tak, jakby nie można było wstrzymać się na moment i zrobić to na zewnątrz. Nie wspominając o paleniu w windach.
Łamanie prawa z premedytacją to brzmi nawet za poważnie dla określenia takiego zachowania, bo jest to, moim zdaniem, zwykłe chamstwo.
I ostatni przykład, bo choć można ich znaleźć o wiele więcej, to kumulacja tak wielu drażliwych tematów nie jest dobrym pomysłem.
Żalił mi się pewnego razu czterdziestoparoletni znajomy, że idąc alejką na „swoim” osiedlu został upomniany przez młodego dwudziesto-, może trzydziestolatka zaraz po tym, jak upuścił na chodnik pustą torebkę po drożdżówce, którą właśnie konsumował. Ów znajomy z takim oburzeniem wypowiadał się o młodym człowieku, który śmiał mu zwrócić uwagę, że wtedy znalazłem nawet chwilę na zastanowienie czy możliwe jest to, że punkt widzenia na zagadnienia bardzo obiektywne zmienia się tak radykalnie wraz z wiekiem czy niektórzy po prostu rodzą się idiotami a potem starają się jak najdłużej to ukrywać.

Czy pytania o tak aspołeczne, egoistyczne albo wręcz idiotyczne zachowania na zawsze pozostaną pytaniami retorycznymi?
A może po prostu nie zwracać na to uwagi?
Szkoda zdrowia.
Łatwo powiedzieć, trudniej wykonać.